Mieszkającemu samotnie w wielkim dworze mości Boligłowie śni się pewnej nocy imć Twardowski. Rychłe spotkanie z przyjacielem z dawnych lat staje się celem znudzonego życiem szlachcica. Tuż po przebudzeniu Boligłowa wyrusza w podróż. Po drodze zatrzymuje się w karczmie, w której spotyka Twardowskiego właśnie. Panowie po szlachecku świętują spotkanie. Przyodziani w barwne kontusze wspominają zabawy z minionych lat, przyśpiewki czy tańce, polowania. Pojedziemy na łów, towarzyszu mój… – śpiewają głośno. Wieczorem Twardowski wyprawia uroczysty bal, na który zjeżdża się okoliczna szlachta. Bal zaczyna się dostojnym polonezem, a kończy mazurem. Jak to w dawnej Polsce bywało… przekonaliśmy się na własne oczy i uszy.
Kiedy słońce zaczyna
przygrzewać coraz mocniej, świat roślin i zwierząt ożywia się z każdym dniem
coraz bardziej. Pozornie cichy, przy bliższym poznaniu staje się dziwnie
znajomy. Z zimowego letargu budzą się m.in. pająki, które uplótłszy sieć łowną,
w sposób nagły przerywają bzyczenie much, po lesie i łąkach niesie się
przepiękny śpiew godowy żab, a w powietrzu słychać radosne brzęczenie pszczół. Leśna
filharmonia pod batutą samego Boga. Wraz z Panią Piosenką próbowaliśmy naśladować
za pomocą m.in. wiolonczeli efekty dźwiękowe budzącej się do życia przyrody.