Razem z Panią Piosenką zastanawialiśmy się, z czym kojarzy nam się wiolonczela. Jednogłośnie okrzyknięta została przez nas królową łabędzi, gdyż swym kształtem i elegancją niezwykle przypominała nam tego wodnego ptaka. Przy dźwiękach dobywających się z tego okazałego instrumentu świat naszej wyobraźni ożył. I oto nad głowami ujrzeliśmy lecące na skrzydłach muzyki bociany. Wespół z nimi dotarliśmy do wiejskiej zagrody, gdzie trwały już przygotowania do Świąt Wielkiej Nocy. W kurniku niecierpliwie wyczekiwaliśmy, aż kury zniosą jajka na pisanki. Potem przygotowywaliśmy wielkanocny koszyczek. Na koniec odtańczyliśmy śmigusowy taniec.
Gdy za oknem raczej przedwiośnie niż sroga zima, wystarczy przywołać Panią Piosenkę, która – jak śpiewał dawno temu Kabaret Starszych Panów – jest dobra na wszystko. Tym razem zabrała nas ona na najprawdziwszy w świecie kulig, przejażdżkę narciarską, przeleciała się z nami rakietą, a nawet pomogła złagodzić gniew wiatru… A wszystko to przy zwiastujących nadchodzącą wiosnę dźwiękach fletu poprzecznego.
Tym razem Pani Muzyka zaprosiła nas w podróż pod batutą… klarnetu. Tenże rozpostarł nad nami tajemniczą melodię, za którą podążając, dotarliśmy do domku pod lasem. A tam czekała już na nas masa przygód. I pomyśleć, że początkiem wszystkich było… niesubordynacja. Gdyby bowiem Piotruś posłuchał przestróg dziadka i nie otwierał furtki, groźny wilk nie zaatakowałby zwierząt gospodarskich i nie trzeba by było szukać pomocy myśliwego. Dobrze, że bajka ta miała szczęśliwe zakończenie. Sam klarnet zaś pokazał szeroki wachlarz swoich umiejętności, naśladując wszechobecne odgłosy natury.
Do Świąt Bożego Narodzenia coraz bliżej. Wiemy już, że rozpoczynając wieczerzę wigilijną, szukać będziemy na niebie pierwszej gwiazdki – zupełnie jak ci, którzy ponad 2000 lat temu wyruszyli za nią na spotkanie Pana. W świąteczny nastrój wprowadziła nas swoim śpiewem pani Izabella, która zaprezentowała nam również nowy instrument z rodziny dętych – obój.
Mieszkającemu samotnie w wielkim dworze mości Boligłowie śni się pewnej nocy imć Twardowski. Rychłe spotkanie z przyjacielem z dawnych lat staje się celem znudzonego życiem szlachcica. Tuż po przebudzeniu Boligłowa wyrusza w podróż. Po drodze zatrzymuje się w karczmie, w której spotyka Twardowskiego właśnie. Panowie po szlachecku świętują spotkanie. Przyodziani w barwne kontusze wspominają zabawy z minionych lat, przyśpiewki czy tańce, polowania. Pojedziemy na łów, towarzyszu mój… – śpiewają głośno. Wieczorem Twardowski wyprawia uroczysty bal, na który zjeżdża się okoliczna szlachta. Bal zaczyna się dostojnym polonezem, a kończy mazurem. Jak to w dawnej Polsce bywało… przekonaliśmy się na własne oczy i uszy.
Kiedy słońce zaczyna
przygrzewać coraz mocniej, świat roślin i zwierząt ożywia się z każdym dniem
coraz bardziej. Pozornie cichy, przy bliższym poznaniu staje się dziwnie
znajomy. Z zimowego letargu budzą się m.in. pająki, które uplótłszy sieć łowną,
w sposób nagły przerywają bzyczenie much, po lesie i łąkach niesie się
przepiękny śpiew godowy żab, a w powietrzu słychać radosne brzęczenie pszczół. Leśna
filharmonia pod batutą samego Boga. Wraz z Panią Piosenką próbowaliśmy naśladować
za pomocą m.in. wiolonczeli efekty dźwiękowe budzącej się do życia przyrody.